bojadżijew bojadżijew
463
BLOG

Projekt recenzja 18. The Mars Volta "Noctourniquet"

bojadżijew bojadżijew Kultura Obserwuj notkę 10
 Twórczość The Mars Volta jest mi niestety słabo znana. Słyszałem oczywiście ich muzykę, ale nie zagłębiałem się w szczegóły. Miałem to nadrobić, ale jak to w życiu bywa, gdzieś mi to uciekło. I tak niejako przymuszony przez wmichaelasięgam głębiej w przypadku ich 6 już płyty. Cóż, nie odniosę się do twórczości Che i Fidela (tfu! Omara i Cedrica) w kontekście ich muzycznej przeszłości, nawet tej sięgającej At The Drive-In (choć trochę ich kiedyś posłuchałem). Stąd nie wiem jak się ma, ta płyta twórców co prawda bardzo skłonnych do eksperymentów, w stosunku do ich poprzednich wydawnictw. Czy poszli do przodu, czy też drepczą. Jednak w przypadku tak otwartej muzyki, tego zacięcia do eksplorowania nowych lądów dźwiękowych, nie oglądania się czy za długie, czy za krótkie, albo czy brzmi za staro, nie ma tego problemu.
Płyta jest różnorodna, mieni się tysiącami barw. Jest bogata, mocno urozmaicona. Mimo słyszalnych wpływów elektronicznych (Dawrweszte mówił, że to niemiecki industrial z lat 70-tych, wierzę mu, bo to ekspert w tym segmencie), ta płyta nie jest odhumanizowana i zimna. Jest cieplutka, siedzi w eksperymentalnym, progresywnym rocku z początku lat 70-tych. Z jednej strony mamy dynamiczne, mocne, zagęszczone kompozycje jak „the whip hand”, a z drugiej piękne oazy spokoju jak „empty vessels…”. Kwintesencją ich stylu wydaje się być „aegis”, gdzie kołysząca piękna melodia w zwrotkach przechodzi w mocny, ekspresyjnie wyśpiewany, pełen pasji refren. Połamany rytmicznie „the malkin jewel” oraz transowy „in absentia” stanowią wyzwanie dla słuchacza, który gustuje w tradycyjnym umpa na 4. Jest jeszcze urocza „Lapochka”, ze świetnym śpiewem Cedrica (łuuuuuuu…..), która ma w sobie spory potencjał komercyjny, mimo tu i ówdzie znajdujących się kosmicznych dźwięków w tle. Podobnie „imago”, delikatna, z domieszką elektroniki i znowu super linią melodyczną.
        W „molochwalker” wracają klimaty At The Drive-In, choć podbite wspomnianym wszechobecnym sznytem industrialnym i  perkusją, gęstą, jakby sam Bonzo się wyżywał. Pod koniec płyta troszkę zwalnia, co nie znaczy że robi się mniej ciekawie. A święty Krzysztof w wieńczącym „Zed and two Naughts” wypada porażająco. Super płyta. Jako, że nie znam dyskografii grupy dam ostrożne 4,5.
A teraz zasysam resztę. 
 
Recka Dawrweszte
Recka wmichaela 
 
 
bojadżijew
O mnie bojadżijew

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura