Kolejna propozycja Dawrweszte, o której nie mam zielonego pojęcia. Po „zaguglowaniu” widać, że Mike Watt to znana postać alternatywnej sceny rockowej z USA. Mamy tu do czynienia z albumem koncepcyjnym, zainspirowanym malarstwem Boscha, a dokładniej stworkami z jego obrazów, które Mike sobie po swojemu ponazywał. Jest 30 stworków - bardzo krótkich kompozycji, których średnia wynosi jakieś 1,5 minuty. Ciekawy to pomysł, trzeba przyznać.
Muzycznie to rockowa alternatywa, czasami bardziej pokombinowana, czasami proste rockowo-punkowe riffy. Czuć jakąś część dziedzictwa Zappy, tej o rockowym zabarwieniu, trochę klimatów „primusowskich”. Nie jest to wyrafinowane granie, raczej krótkie wariacje na temat muzycznych motywów - rozwinięcie jednego riffu, może dwóch, bo więcej w takim czasie się nie zmieści. Parę rzeczy zapadło mi w pamięci głównie właśnie za sprawą fajnych, ostrych riffów gitarowych (man-shitting man, shield shouldered man, czy hell building man). Nie jest to jednak opus magnum, które by mnie zmiotło z nóg. Raczej dobre rockowo-niebanalne granie. Takie na 3,5. Niech mi Dawrweszte przyzna, czy nie przypomina mu to niektórych dokonań CLAT.